Moje wakacje dobiegają końca. Wakacje od codzienności okraszone sporą dawką fizycznego bólu wywołanego przez "delikatne" masaże mające pomóc moim spiętym mięśniom oraz nafaszerowane różnego rodzaju tabletkami do ssania, syropami i witaminami, by pozbyć się paskudnego choróbska, które przypałętało się do mnie w dwa dni po przylocie do Polski. Wakacje wypełnione spotkaniami w bydgoskiej ich części - każdego dnia przynajmniej jedno zaplanowane wyjście i w części elbląskiej wypełnione po brzegi literaturą pchającą się w moje ręce z każdej niemalże strony.
A z tą literaturą, to ciekawa historia jest. Wtajemniczeni wiedzą, że z powodów pewnych, nie mogłam przez wiele miesięcy skupić się na czytaniu, przez co omijałam regały z książkami dosyć szerokim łukiem. Pod koniec zeszłego roku zobaczyłam jednak wywiad z panem o nazwisku Poniedziałek, który to promował wydanie swojej książki, a właściwie książki - wywiadu z nim. A ponieważ pan aktor jest jednym z tych, których na ekranie oglądać lubię, tym bardziej zainteresował mnie wywiad z nim i jego historia - jak to się stało, że został aktorem.
Nie będę pisała o czym dokładnie jest książka, wspomnę tylko, że poruszone są w niej tematy, które mnie szczególnie interesowały: jak wygląda od zaplecza życie teatralnych artystów oraz świat widziany oczami geja, który jest osoba publiczną. Godna polecenia lektura.
Kolejna książka, którą polecam już po przeczytaniu zaledwie kilku stron (wstęp i dwie strony treści właściwej) to "Anglik w Paryżu". Nie będę pisała, o czym książka mówi, bo najzwyczajniej w świecie nie wiem. Ważne jest to, że przy każdej z przeczytanych stron parskałam śmiechem, co powodowało podejrzliwe przyglądanie się mnie przez współpasażerów w tramwaju.I już sam ten fakt powoduje, że chce mi się ową książkę czytać dalej.
Trzecią i ostatnią książką, o jakiej chcę dziś powiedzieć, to "Metro 2033". Zaczęłam czytać tę książkę chwilę po skończeniu "Wyjścia z cienia" z powodu potwornego głodu czytania i jednocześnie braku czegoś innego pod ręką. Kupiłam ją (i kolejną część o zaskakującym tytule "Metro 2034" ;-) ) na zamówienie mojego przebywającego w domu, a nie na wakacjach, Mężczyzny. Książki z działu, do którego nigdy nie zaglądam - fantastyka. A jednak wciągnęła mnie historia młodego chłopaka żyjącego, wraz z tysiącami innych ludzi w podziemiach moskiewskiego metra. Przeczytałam kilkadziesiąt stron i nie zamierzam na tym poprzestać. "Anglik w Paryżu" musi poczekać. Teraz przemierzam metro z Artemem...
A tak w ogóle, to kupiłam sobie parę drobiazgów do szydełkowania i robienia kartek i już nie mogę się doczekać, aż będę w domu mogła zacząć działać. Brakuje mi już robótek ręcznych :-)
Pozdrawiam.
1 komentarz:
No,no.....ja tez tak mam przy okazji wizyty w Polsce; wszystko wydaje na zwiedzanie, ksiazki i rzeczy do robotek. Pozdrawiam.
Prześlij komentarz