Moje kucharzenie

Ciekawe miejsca / Interesting places

czwartek, 29 września 2011

Candy!

Chora jestem i nie mam na nic siły i ochoty. Mam co prawda na szydełku coś dużego, w połowie już zrobionego, ale jakoś odpycha mnie ta robótka od siebie, jak każda inna zresztą... Mam też do dokończenia krzyżyki, a i projekty na kartki się w głowie zalęgły. Ale jak tu coś robić, jak gorączka rozkłada, zatoki bolą, że o gardle nie wspomnę.
Ale nie o tym tutaj teraz miało być.
Mam w swoich zbiorach craftingowych sporo materiałów, które z pewnością użyłabym, gdybym miała więcej czasu na swoje pasje. Co więcej, nadal mój zbiór rośnie, choć bardzo staram się ograniczyć kolejne zakupy, to nie da się czasem przejść obojętnie obok jakiejś wspaniałej oferty dziurkaczy, papierów, czy innych stempli czy wstążek. Muszę więc zrobić miejsce na nowe nabytki. Chcę się więc podzielić tym, co mam. Sporo tego uzbieram na pewno, ale teraz jeszcze nie pokażę, co znajdzie się w paczce. Możecie być jednak pewne, że będą stemple, papiery i inne tasiemki ;-)
Zasady są takie same, jak w większości tego typu zabaw: komentarz i podlinkowane zdjęcie na swoim blogu. Nie musisz być moim obserwatorem, jeśli chcesz dodać mnie tylko w związku z tym candy. Jednak będzie mi bardzo miło, jeśli zaczniesz mnie obserwować z powodu zainteresowaniem tym, co pokazuję i o czym piszę.
Losowanie odbędzie się 20 listopada, a zgłaszać można się do 19 listopada.

poniedziałek, 26 września 2011

Coś pysznego

Po tym, jak zrobiłam sobie segregator na przepisy, okazało się, że ilość przepisów, jakie posiadam, jest (delikatnie mówiąc) mizerna. Postanowiłam więc zacząć próbować nowe przepisy i zbierać je, oczywiście, w nowym segregatorze. 
Na początek coś prostego. Przepis zaczerpnęłam z brytyjskiej strony z bajkami dla dzieci (!)

Bułeczki z serkiem feta i szczypiorkiem (około 7-8 małych bułeczek)

Składniki:
  • 100g mąki przennej
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 25g miękkiego masła
  • 5 łodyżek szczypiorku (myślę, że można też spróbować z innymi ziołami, jak np. bazylia)
  • 25g sera feta
  • 50ml mleka pełnotłustego
Sposób przygotowania (z pieczeniem zajmuje około 30 minut):

Mąkę wymieszać z masłem, wsypać pokrojony szczypiorek i drobne kawałki fety. Wymieszać wszystko z mlekiem. Blaszkę, na której będą się piekły bułeczki wysmarować olejem. Formować w rękach niewielkie kuleczki i lekko je spłaszczyć. Układać na blaszce w niewielkich odstępach i piec w rozgrzanym piekarniku przez 10-15 minut (albo do zarumienienia). Smakują pysznie z masełkiem jeszcze na ciepło, ale i na zimno są przepyszne.
Smacznego!


niedziela, 25 września 2011

Segregator na przepisy

Już dawno chciałam sobie coś takiego zrobić, ale jakoś nie miałam natchnienia. Teraz pojawiła się okazja, bo zamówiłam sobie papiery 12x12" do robienia albumu dla mojej córeczki, a papiery te przywędrowały do mnie w sztywnej kopercie o wymiarach nieco większych niż zamówione papiery. Wykorzystałam więc ową kopertę i powstało to:
Koszulki w segregatorze są rozmiaru A4, więc, jak widać, segregator jest troszkę większy niż A4. Zastanawiam się, czy nie dorobić kieszonek na wewnętrznej stronie okładki, żeby móc chować w nich jakieś małe wycinki z czasopism, czy karteczki z zanotowanymi na szybko przepisami.

poniedziałek, 12 września 2011

Dziś - dla odmiany :-)

...dzień zaczął się baaardzo miło :-) A to za sprawą Doroty z bloga Warkoczyki i inne splociki. Zapisałam się do niej jakiś czas temu do zabawy Podaj dalej i dziś właśnie dostałam od niej przesyłkę. Zupełnie się nie spodziewałam przesyłki, bo jakoś mi wyleciało z głowy, że zapisywałam się na tę zabawę, choć wciąż mam w pamięci fakt, że na przesyłki ode mnie czekają 3 osoby :-)
W przesyłce były same cudowności: pocztówka z Sosnowca, serducho, saszetka zapachowa z pięknym haftem, serwetki, herbatki i fisielek :-) I wszystko to było pięknie zapakowane, choć na zdjęciu tego nie widać.
Raz jeszcze dziękuję za radość, jaką mi sprawiłaś tą przesyłką. 
A Wy, dziewczyny, które się zapisałyście u mnie - strzeżcie się, niedługo Wasza kolej ;-)
Pozdrowionka!

niedziela, 11 września 2011

Kiepski dzień i siatka na siatki

Nie mogę powiedzieć, żeby cały mój dzień był do kitu, ale popołudnie dało mi się ostro we znaki. A właściwie nie popołudnie, tylko moja córka. Najpierw wlazła na stolik (choć wie, że na stoły włazić nie wolno) i z niego spadła powodując u mnie prawie palpitację serca. Ona się tym zbytnio nie przejęła. Wystraszyła się lekko, ale nawet nie zapłakała i po chwili już bawiła się na nowo. Później zostawiona na chwilę sama zaczęła skakać po moim i połówka łóżku, czego też jej nie wolno robić, bo zazwyczaj kończy się to tak, jak dziś, czyli zarzyganiem pościeli, którą nota bene dwa dni temu zmieniałam. Dziś jednak nasze dziecko przeszło samo siebie i tak oddała, co nie jej, że przeciekła kołdra i zafajdało się prześcieradło i podłożona pod nim kołdra. Mamy, a właściwie mieliśmy, materac taki wyleżany, że sprężyny wbijają się nam w plecy, więc żeby uniknąć tego dyskomfortu wpadłam kiedyś na pomysł, żeby wyłożyć na materacu starą grubą kołdrę. Sprawdza się wyśmienicie i przedłuża funkcjonalność materaca o jakieś dwa lata. A wszyscy wiemy, jakie drogie są nowe materace, więc i te dwa lata cieszą. Spokojnie zmieniłam pościel, nastawiłam pranie i wysłałam połówka do opieki nad dziecięciem naszym, które nie chciało opuścić sypialni. Dziecię dało się położyć i wsadzić sobie do dzioba butlę z poidłem, co rozbudziło w nas nadzieję, że może uda jej się zasnąć i nic już więcej dziś nie zbroić (kilka innych wpadek też się jej dziś przytrafiło). Tatuś położył się obok dziecięcia i mu się przysnęło, a dziecię wykorzystało okazję na wychlapanie poidła na świeżo zmienioną pościel. Usiadłam i się najzwyczajniej w świecie poryczałam. Ten mały diabełek czasem tak potrafi napsuć krwi, że ło matko! A tatuś dopilnować nie może, ech...
No, to sobie ponarzekałam. Już mi lepiej ;P
Wczoraj się zeźliłam na walające się po kątach jednorazowe reklamówki, które używamy do różnych celów, przede wszystkim śmieciowych. I zrobiłam sobie siateczkę na te reklamówki. Od teraz nie ma prawa mi się walać po mieszkaniu żadna niespakowana i bezpańska jednorazówka!

wtorek, 6 września 2011

Muszę, no muszę... i pomysł na candy :D

Muszę, no muszę Wam o tym powiedzieć. Rzecz, o której będzie wprawiła mnie w, delikatnie mówiąc, lekkie osłupienie...
W Wielkiej Brytanii jedną z tradycyjnych potraw na Boże Narodzenie jest pudding. Mnie się to zawsze kojarzyło z naszym budyniem. Jednak byłam w wielkim błędzie. Otóż pudding to, najprościej tłumacząc, bakalie połączone czymś bliżej mi nieznanym (acz paskudnym dla mnie), uformowane w kształt babki i pojone brandy. Czy wiecie, że oni, znaczy ci Brytyjczycy, przygotowują ten pudding już w październiku??? Dowiedziałam się tego wczoraj i szczęka mi opadła ze zdziwienia. Poją go tym brandy co kilka dni, aż do czasu Świąt.
 Podobnie jest z (po naszemu) keksem. Nazywa się to tutaj Christmas Fruitcake i przygotowuje się podobnie, jak pudding, w okolicach października. I również poi się brandy (pijusy jakieś z tych Brytoli ;P).
Kiedyś próbowałam zjeść porcję puddingu, ale cofało mnie przy każdym kęsie. Może komuś z Was by to zasmakowało - mnie nie smakuje. 
Tak sobie właśnie pomyślałam, że mogłabym może zrobić candy, w którym nagrodą byłby m.in. w.w. pudding. Co o tym myślicie? Może i WY chcielibyście spróbować, jak smakuje to świństwo ;P Tutaj sprzedaje się puddingi świetnie zapakowane już spory czas przed Świętami.
Ale nie tylko te informacje wprawiły mnie w osłupienie...
Dowiedziałam się również, przy okazji rozmowy nt. ciast i tortów, że do niedawna jeszcze była tradycja pieczenia na wesela tortów na bazie ciasta podobnego, a właściwie takiego samego, jak Christmas Fruitcake. Tyle tylko, że te weselne robiło się trzypiętrowe i ozdabiało marcepanem i masą cukrową. W tym, to jeszcze nic może dziwnego nie ma, ale już w tym, że górną część tortu zostawiało się i przechowywało na chrzciny dziecka, to już dla mnie MEGAdziwne. Tak, tak, czasem te torty leżały kilka lat, zanim pojawił się potomek. Zmieniano tylko na wierzchu ozdobienie i najczęściej warstwę marcepana i icingu (masa cukrowa) i podawano podczas uroczystości nazywanej Christening. I podobno po tych kilku latach torcik był o wiele smaczniejszy niż podczas uroczystości zaślubin. (!)
A wracając jeszcze do weseli... Jeśli któryś z zaproszonych gości nie mógł pojawić się osobiście, jednak wysłał pocztą prezent, to wysyłało mu się w specjalnym pudełeczku w kształcie kawałka tortu, tort właśnie. Czy to nie ekstremalnie dziwne???
Ciekawe ile jeszcze takich dziwactw mają Brytyjczycy. Postaram się wypytać o takie ciekawostki moją informatorkę :-)
Pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie i promiennie, mimo deszczowej, paskudnej u mnie pogody.

Ps. Zapomniałam dodać, że zdjęcia zaczerpnęłam z sieci.

piątek, 2 września 2011

Pstryk!

 Wiewiórka złapana w kadr na wczorajszym spacerze.

 Dzisiejsze wieczorne niebo.

Ta piękność stoi na moim oknie i nie mogę się od trzech lat nasycić jej urodą :-)